Newsweek Polska Newsweek Polska
194
BLOG

Gaz głupkowy

Newsweek Polska Newsweek Polska Polityka Obserwuj notkę 14

Na gazie znają się wszyscy. Jedni się znają, a drudzy – na gazie.

Prawdziwie fascynująca kampania. Pełna emocji, pomysłów, energii. Nie zabrakło żadnego istotnego elementu: walki o wpływy i władzę, wielkich pieniędzy, osobistych ambicji. Dawno nie było tak wielu obietnic i mocarstwowych zapowiedzi. Właściwie każdy, kto powinien, i wielu, którzy nie powinni, wypowiadali się już na temat. Gaf, wpadek było jednak dotąd niewiele, tylko jeden kandydat na prezydenta zaliczył wtopę na całej linii. Per saldo więc cała kampania stanowi majstersztyk spin doktorów, story tellersów i kogo tam jeszcze wynajęto dla dobra sprawy. A to dopiero początek. Kampania się rozkręca, potrwa długimi miesiącami, latami.

Piszę z takim przekąsem o hałasie wokół gazu łupkowego►, bo przez ostatnie tygodnie przecierałem oczy ze zdumienia. Gdy politycy szykowali się do wyborów, toczyła się kampania o wiele bardziej widoczna i skuteczna. Promująca ideę przekształcenia ojczyzny naszej z kraju miodem i mlekiem w kraj gazem z łupków płynący. Czołówki gazet, sensacyjne hasła w internecie, szumne deklaracje polityków. Popularny publicysta, który uparł się poświęcić życie na tropienie śladów tzw. salonu, nagle łupie gazowy felieton za felietonem. Minister rządu RP, który powinien zadbać o jakość naszych ambasad i wynegocjować większy udział Polski w służbie dyplomatycznej UE, uznaje się za eksperta od łupków, bo... rozmawiał z szefami obcych firm wydobywczych.Albo to czysta gra interesów, albo poważnym ludziom gaz niebezpiecznie uderza do głowy.

Dokładnie 30 lat temu ćwiczyliśmy to przy okazji nieszczęsnego Karlina. Po banalnej awarii ropa z szybu naftowego na Pomorzu zapłonęła – i rozpaliła oczekiwania ludu pracującego oraz kierownictwa PZPR. Znacznie ciszej ledwie dwa lata później z braku ropy zakończono wydobycie i szejkanat PRL przeszedł do historii. Przez następne 30 lat, w tym 20 za wolności, kolejni decydenci nie zdziałali wiele, by zaspokoić szybko rosnący głód energetyczny. Elektrownie wciąż działają na podstarzałych, mało efektywnych blokach węglowych. Sieci przesyłowe do generalnego remontu. Energetyka jądrowa wciąż na papierze, choć ostatnie przyspieszenie daje nadzieję na start za jakieś 15-20 lat. Rafinerie w Płocku i Gdańsku nie umiały zadbać o dostęp do obcych złóż ropy, co udało się np. braciom Węgrom. Gaz skroplony: budowa terminalu w Świnoujściu strasznie się opóźniła, jak dobrze pójdzie, skończy się w 2014 roku. Gaz ziemny – po wieloletnich bojach (i kolejnych nerwowych zimach, jak ostatnia) mamy nową umowę z Gazpromem, tyle że... nasi nie chcą jej podpisać.

W tym momencie niczym manna z nieba spada na nas bowiem Wielka Nadzieja Łupkowa. Gdyby ziściły się wszystkie plany i zapowiedzi, bylibyśmy zabezpieczeni na dekady, Rosjanie mogliby sobie zabrać swoje miliardy metrów sześciennych. Polska z petenta stałaby się lokalnym mocarstwem.

Nie jestem fachowcem od gazu niekonwencjonalnego, do którego jest zaliczany ten z łupków. Czytam, co mądrzejsi piszą. I widzę, że im lepszy specjalista, tym mniej się podnieca tematem i bardziej studzi apetyt. Wciąż nowa, nie do końca sprawdzona technologia wydobycia. Na razie rozpoznana tylko w Stanach Zjednoczonych, a wykorzystywana bardziej eksperymentalnie niż normalnie. Ogromne pieniądze, które trzeba dosłownie i w przenośni wpompować w pozyskiwanie surowca z opornej skały głęboko pod ziemią. Długie lata potrzebne na to, by przejść od badań i próbnych wierceń (które właśnie ruszają) do wydobycia na skalę masową. Fachowcy mówią, że potrwa to u nas z dziesięć lat i pochłonie co najmniej 5 miliardów złotych bez żadnej pewności sukcesu. W dodatku najbardziej obiecujące tereny są mocno zurbanizowane albo chronione programem Natura 2000. No, a surowiec o wiele mniej kaloryczny od gazu ziemnego, więc trzeba go będzie znacznie więcej, by uzyskać podobny efekt cieplny.

Sporo pytań, na które nie ma jeszcze odpowiedzi. Nie twierdzę, że nie ma tematu, że to wszystko mrzonki. Pierwsze badania w Polsce są obiecujące, bilion z hakiem metrów sześciennych gazu, jakie mogą pomieścić złoża, robi wrażenie. Chciałbym, by za jakiś czas było możliwe wykorzystanie tego surowca do poprawy naszego bilansu. Ale nie stanie się to ani dziś, ani jutro. Nie będzie cudownego przestawienia przełącznika z pozycji „biedny” na pozycję „bogaty”.

Dlatego irytuję się, gdy słyszę populistyczne zapowiedzi polityków. Z jednej strony robią po prostu ludziom wodę z mózgu, obiecują gruszki na wierzbie. Z drugiej, mogą chcieć wykorzystać hasło „gaz łupkowy”, by móc odłożyć decyzje, których polska energetyka pilnie wymaga. Tak jak potrzebujemy dostępu do pól naftowych i konkretyzacji planów nuklearnych, tak samo potrzebujemy nowej umowy gazowej z Rosją. Nie ma to nic wspólnego z zawsze aktualnym, rozgrywanym politycznie sporem rusofobów z rusofilami. Urzędnicy Ministerstwa Gospodarki straszą, że już tej jesieni może zacząć brakować gazu dla zakładów chemicznych. Może tak, może nie. Ale na pewno miłe sercu łupki nie stanowią leku na dzisiejsze bolączki.

Michał Kobosko

Więcej opinii publicystów Newsweeka

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka